#23. Cieszę się ze złej pogody i wrzucam moje motywujące linki!


Dziś w końcu w Swansea trochę się ochłodziło i mega mnie to cieszy. Pomyślicie sobie - co ja gadam? Cieszę się ze złej pogody? No tak, bo mimo tego że na termometrze było góra 21 stopni, powietrze było tak duszne, że nie było czym oddychać, nawet jeśli nie świeciło mocno słońce. Ciężko było też spać w nocy, bo nasze mieszkanie strasznie trzyma ciepło i kiedy budzisz się rano, jedyne czego szukasz w trybie natychmiastowym to szklanka wody - prawie jak na mocnym kacu, bez kaca :) 

Co tu dużo mówić, w końcu jest czym oddychać, mam dobry humor i chęci się z nim z wami podzielić :). Nie upolowałam co prawda stojącego hamaka w lidlu (mieszkamy w bloku i nie mamy balkonu już, ale co tam :P). Jeśli chodzi o robienie zdjęć, pierwsza sesja już  z ludziem za nami, z pięknymi efektami (których niestety wrzucić nie mogę), powoooooli opanowujemy Photoshopa i jako już robimy zdjęcia w formacie RAW, jakość na tym bardzo korzysta i dużo łatwiej jest poprawiać kolory i światło, co jest super. Oczywiście, profesjonalnym fotografem nie jestem i daleko mi do tego, ale proges już chyba jest. :) Mój M. też robi super zdjęcia, z tym że obydwoje jesteśmy zupełnie inni i nie lubimy dzielić się aparatem, a mamy tylko jeden ;) Może jeśli wszystko to się rozwinie to zakupimy drugi i będziemy strzelać foty profesjonalnie obydwoje, czego bardzo bym chciała.

Zdjęcie z mrówką jest trochę nieostre, ale i tak mnie zachwyca - wszystko to bez obiektywu do makro per se.

Internetowe motywacje


Generalnie internet bardzo ostatnio mnie zachwyca! 

No i co tu dużo mówić, filmik Gonciarza, który odniósł sukces w internecie, jest świetnie zrobiony i zachęca do zrobienia pierwszego kroku, wywarł na mnie dosyć duże wrażenie, że warto zacząć robić to, co się chce robić. Bo na pewno nie wyjdzie za pierwszym razem, ale jeśli spróbujesz jeszcze następnych X razy, w końcu zacznie Ci wychodzić. I oczywiście, że nie od razu będziesz super ekspertem, robiącym rzeczy profesjonalnie i idealnie, ale warto spróbować. No i oczywiście, nie wszystkie rzeczy są tak proste, bo wymagają jakiegoś nakładu finansowego (np. maszyna do szycia, nowy obiektyw do aparatu, kamera do nagrywania itp.), ale nikt nie dostał wszystkiego od razu. Więc polecam oglądnąć i motywować się:

Oprócz tego że moje dwie ulubione blogerki: Aniamaluje i Martapisze stale wysyłają masę pozytywnej energii i zachęcają do samorozwoju, dużo inspiracji znalazłam również na kanale 20m² Łukasza, który pokazuje, jak znalazł się tu, gdzie jest. Polecam jego przemówienie na Tedx:


I jego rozmowę z terapeutą uzależnień, bardzo mądrym człowiekiem, a także byłym narkomanem, Robertem Rutkowskim:
Bardzo fajny odcinek, pełen dobrych, życiowych odpowiedzi dla ludzi, którzy zmagają się z problemami lub demonami z przeszłości. Ten pan napisał też książkę zatytuowaną "Oswoić Narkomana", którą mam zamiar przeczytać i zabrać się również za dwie inne polecane przez niego w tym wywiadzie książki. W tym wywiadzie między innymi możemy usłyszeć, że największą karą nie powinien być opieprz i krzyk, tylko brak pochwały. Bo chwaląc kogoś wzmacniamy go i to zachowanie, przesyłamy pozytywną energię, a brak takiej pochwały wystarczy, nie samo krzyczenie. I ja zgadzam się z tym, myśląc o tym jak karzą nas rodzice - przeważnie jest to jakiś opierdziel, kara, czy nawet klaps. A jeśli spróbujemy zmienić swój sposób mówienia do innych i następnym razem, kiedy coś jest nie tak, spróbować po prostu normalnie to powiedzieć czy obrócić w żart,  nasze kontakty mogą ulec mega zmianie na lepsze.
Ten pan mówi też coś innego, bardzo ważnego dla kobiet - naszą samoocenę w dzieciństwie buduje ojciec. Jeśli nie mówi on nam, że jesteśmy piękne i wartościowe, nieważne tak naprawdę jaka jest nasza aparycja, kiedy dorośniemy, będziemy tego potwierdzenia szukać w akceptacji mężczyzn. I to jest najgorsze, moje drogie panie. Powinnyśmy kochać siebie takimi, jakie jesteśmy (łatwo powiedzieć, gorzej zrobić) mimo aprobaty mężczyzn, kimkolwiek oni dla nas nie są. Niestety, jeśli usłyszymy od chłopaka, że wyglądamy nie tak, przeważnie obrócimy to w żart, ale w sercu zanotujemy, następnym razem do takiej sytuacji nie dopuszczając. Bardzo mnie to boli, że tak wiele osób (w tym i ja) ustalają swoją wartość przez to, jak widzą ich inni. Trzeba nad tym pracować i dbać o siebie, swoje serducho, i SWOJE samopoczucie.


PS Bardzo mnie denerwuje Łukasza intro, ale zawsze je przewijam i nie ma problemu :)
PS 2 Jego wywiad z Ewą Red Lipstick Monster też jest cudowny :) 

Kurcze, już jest 13 a tu jeszcze tyle rzeczy do zrobienia! :)

Skany mózgu abstynenta i osoby pijącej weekendowo


Robert Rutkowski w tym wywiadzie wspomniał też o jednej, BARDZO interesującej z punktu psychologii rzeczy - mózg osoby, która w ogóle nie pije alkoholu znacznie różni się od mózgu osoby, który pije alkohol w weekendy, ale NIE JEST osobą uzależnioną. Zresztą zobaczcie sami. Skany mózgu osoby, która używa alkoholu i narkotyków weekendowo:

 I  skan mózgu osoby po roku bycia abstynentem:

Images retrieved from http://www.amenclinics.com/healthy-vs-unhealthy/alcohol-drug-abuse/
Widać wyraźnie, że na tym pierwszym zdjęciu są dziury w mózgu - czyli uszkodzenia spowodowane przez alkohol i używki - i jeśli myślicie, że was to nie dotyczy, to niewygodna prawda jest taka, że nawet jeśli narkotyków nie dotykacie, sam alkohol też robi szkody. Może pamiętacie z lekcji chemii, że alkohol to jest trucizna, jednak tak słaba, że nasz organizm radzi sobie z jej rozkładaniem, jednak zabija komórki nerwowe. No i co tu dużo mówić - widać, że nawet po głupim weekendowym piciu mózg się degeneruje. Decyzja czy w ten weekend wyjdziecie na drinka należy do was (wielu i tak na pewno nie oprze się tej pokusie), ale jeśli wypijecie choć jednego drinka mniej po zobaczeniu tego (mnie od razu się odechciewa, kiedy pomyślę o tym, że degeneracja mózgu to zwiększone szanse na choroby typu Alzheimer), będę szczęśliwa. Ten skan pokazuje też, że mózg ma zdolność regeneracji, jest to jednak tylko do pewnego momentu. Jeśli zostanie przekroczona jego granica, nie zregeneruje się już. Jeśli interesują was tego typu sprawy i znacie angielski, zajrzyjcie na stronę, którą wrzuciłam pod zdjęciem - stąd pochodzą skany i jest tam też ich o wiele więcej, łącznie ze skanami po użyciu marihuany czy też mocniejszych narkotyków.



To już wszystko na dziś, spadam zmywać naczynia i ogarnąć nieco dom, potem lecę do sklepu kupić coś, co jest oczywiście niezbędnie potrzebne i kończę szykować dla was post o trudnych bądź też śmiesznych sytuacjach w mojej kelnerskiej pracy, będzie niedługo. :)

Dziękuję, że tu zaglądacie, mam nadzieję że coś z tego was choć nieco zmotywuje, żeby zacząć robić coś, co lubicie, mimo tego że jest wiele rzeczy, które was przed tym zatrzymuje. Może się boicie, może sami siebie sabotujecie, woląc spędzać kolejną godzinę w internecie, na anonimowych, facebooku czy youtubie, patrząc na ludzi, którym się udało i myśląc, że wy też tak chcecie. Skoro im się udało, dlaczego wam miałoby nie? Internet to duże miejsce, ma obecnie ogromną siłę i uważam, że jest w nim miejsce dla każdego, bo każdy z nas jest unikalny. :)

#22. Co mam powiedzieć? Podsumowanie maja.



Dziś w serii: co działo się w maju! Była Malta, były egzaminy i książka byłego króliczka Playboya, Hollie Madison! Zapraszam więc :)
Ostatnio nie było mnie bardzo długo! W maju pojechaliśmy na Maltę, a dwa dni po powrocie miałam pierwszy egzamin. Teraz oficjalnie mam wolne i można znów ruszyć z kopyta! Teraz siedzę w domu, słucham pink na (prawie) cały regulator i gotuję gulasz. Fascynujące życie :) Ale pogoda w Swansea jest przepiękna ostatnio (odpukać w niemalowane!). Naprawdę idzie się opalić, wczoraj w niedzielę rozłożyliśmy kocyk na plaży i było naprawdę ciepło i duszno. Jeśli chodzi o wodę, to parę osób się kąpało, my zamoczyliśmy nogi i woda była zadziwiająco cieplutka!
 Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że cieplejsza niż na Malcie :P
Malta to przepiękne miejsce, woda jest po prostu idealna (trochę zimna), ale ma cudowny kolor, no jest po prostu krystalicznie czysta! :) Zrobię o naszym wyjeździe większy post, bo to mała, szalona wyspa :)



Kupiliśmy też do aparatu obiektyw 50 mm/1.8f i oto wyniki drobnych eksperymentów z odwracaniem obiektywu, czyli makro o którym zawsze marzyłam bez posiadania obiektywu typowo do makro, ale jednakowóż nieco psuje nerwy ;)



I jak zwykle trampki! Jestem zakochana w tym obiektywie, super rozmazuje tło i zupełnie inne są efekty przy jego użyciu, muszę tylko zwerbować modelki na kilka sesji i rozwinąć się w tym kierunku, bo jest to moje marzenie od okolic podstawówki. Kiedyś cykałam foty nałogowo, potem to porzuciłam (gdzieś w okolicach późnego gimnazjum), bo wiedziałam, że więcej ze swojej małpki-cyfrówki już nic więcej nie wyciągnę. Teraz mam w domu lustrzankę i wreszcie można zacząć coś działać. Myślałam, że mi ta fascynacja minie, ale dalej jest i bardzo mnie to cieszy. Jeśli czyta mnie ktoś chętny na sesję to zapraszam do kontaktu :D

Czytałam także książkę Holly Madison, która przez wiele lat była główną dziewczyną Hugh Hefnera. I szczerze mówiąc to uczucia mam bardzo mocno mieszane. Z jednej strony, rzeczy które tam ją spotkały typu: rywalizacja pomiędzy dziewczynami, to jak Hef je podkopywał psychicznie i ile miały zakazów pomimo tego, że wszystkie były wtedy dorosłymi kobietami jest złe, to nie można powiedzieć, że ktoś je przymusił żeby wleźć do tego kotła. Przecież sytuacja gdzie podstarzały dziadek ma 7 młodziutkich dziewczyn i wszystkie z nim uprawiają seks i mieszkają w jednym domu, ciągle imprezując i pijąc, jest lekko mówiąc, niezdrowa. I jeśli ktoś pcha się tam sam, sam również może stamtąd wyjść, jednak, moim zdaniem, wiele z nich skusiła wizja kasy i bycia na okładce Playboya. Ciężko jest mi to ocenić, jednak moim zdaniem, fajnie że taka książka powstała, obnażyła co się tam działo i każdy z nas może wyrazić o niej swoją własną opinię. Z drugiej jednak strony, myślę że Holly sama wpakowała się w to gówno i trwała w nim wiele lat z własnej woli - 7 lat to szmat czasu. I co więcej powiedzieć, wykorzystała sytuację najlepiej jak mogła, wydała książkę, która zasila jej konto, pojawiła się też w wielu wywiadach więc można powiedzieć, że wyszła z tego z głową. Swoją drogą książkę fajnie się czytało, no i również nabrałam do Holly dużo sympatii
- wygląda ona na ambitną i inteligentną babkę, która wykorzystała swoją szansę najlepiej jak mogła.

To już tyle na dziś, odmeldowuję się, kończąc post z kanapy, przez okno słuchając koncertu na żywo w pobliskim pubie :) Piątka i trzymajcie się!

#21. Jaki jest koszt utrzymania w Walii i czy dasz sobie radę?

Hej wszystkim! To znowu ja, powracam z czymś, co pewnie wielu z was nurtuje. Jakie są prawdziwe koszty utrzymania i czy dacie sobie radę? Mam dużo planów w związku z rozwojem bloga, także serię ze studenckim żarciem więc myślę, że będzie ciekawie :). Dzisiaj czcionki naprawdę mnie wkurzają i robią, co chcą, więc przymknijcie na to oko w pewnych miejscach, postanawiam się poprawić następnym razem (albo do czasu aż wróci mój informatyk :). Jeśli macie jakiekolwiek więcej pytania, piszcie! 
 Nie, nie będzie łatwo. Jeśli chcesz wyjechać sam i samodzielnie się utrzymywać, będzie ciężko nie raz.  Jeszcze wspomnisz moje słowa, kiedy w pracy znowu utną godziny, bo nie ma sprzedaży albo będziesz miał egzaminy i nie będzie czasu tyle pracować. Ale wszystko da się zrobić, jeśli tylko bardzo się chce. Mam wrażenie, że pracę naprawdę szybko znajdują Ci, co nie mają innego wyjścia - polegają tylko na sobie i wiedzą, że jeśli nie znajdą pracy powiedzmy w przeciągu miesiąca - nie będą mieli co jeść. W innych przypadkach zauważyłam tendencję do marudzenia, typu 'nie będę nosić talerzy/pracować w tesco, bo to ujma'. Dla mnie ujmą byłoby być na czyimś (tzn. rodziców) utrzymaniu (ale to ja, moja duma w tym temacie jest niezdrowa :P)! Zauważyłam pewien problem jeśli chodzi o moich znajomych i znalezienie pracy innej niż gastronomia - ale nie wiem dokładnie, gdzie leży problem. Myślę, że jeśli zaczynasz pracę w nowym kraju, musisz schować swoją dumę do kieszeni i brać, co jest, żeby potem móc się dalej rozwijać. Nie mówię, że masz pracować w fabryce mięsa, bo nie znasz angielskiego, ale nie ma co wybrzydzać, jeśli dopiero co przyjechałeś, bo nie oszukujmy się, ale to, czego najbardziej potrzebujesz to doświadczenie w tym kraju i pieniądze. 

Zakwaterowanie

Najtańsze pokoje (i na pewno te "najciekawiej" wyglądające) można na pewno znaleźć od około 250-300 funtów. Mój poprzedni pokój kosztował 280 funtów z rachunkami wliczonymi (oprócz prądu, który kosztował jakieś 15 funtów miesięcznie może), ale to była okropna rudera i bardzo niska cena. Na pewno da się takie tanie pokoje znaleźć, jednak to wymaga czasu i dosyć dużego zaangażowania. I teraz tak - tutaj sprawa nie wygląda jak w Polsce. Właściciele mieszkań muszą mieć licencję i nie zgadzają się na to, żeby więcej niż jedna osoba spała w danym pokoju, bo takie są tutejsze wymogi. Jedyna opcja to znalezienie prywatnego landlorda (właściciela), ale to znowu nie jest takie łatwe.
Moja rada: Jeśli szukacie pokoju w Swansea, nie zakładajcie, że im bliżej do uni tym lepiej. Ja tak myślałam i dlatego przez ten rok targałam zakupy z centrum do Brynmill (okolice uniwerku) pod górki i zdecydowanie był to spory błąd, szczególnie jeśli wasza praca też będzie w centrum. Więcej czasu z reguły spędza się poza uniwerkiem/ w pracy, więc bez sensu jest taka opcja.

Info dla par:

Jeśli chodzi o mieszkania, to jeśli jest ono wynajmowane przez agencję, to para nie może mieszkać w mniejszym niż 1 bedroom. To oznacza: sypialnię, salon, kuchnia. Nikt wam nie wynajmie mniejszego mieszkania/kawalerki, no bo takie są wymogi ich licencji. Najtańsze mieszkania zaczynają się od 450 funtów, są one trudne do znalezienia, jeśli chcecie też mieszkać blisko centrum i żeby to mieszkanie jakoś wyglądało. Ale da się, bo nasze poprzednie mieszkanie, w samym centrum miało podobną cenę
i  było naprawdę bardzo fajne. Tylko że znalezienie jego zajęło mi bardzo dużo czasu (trzeba przeglądać codziennie strony, bo mieszkanie może się pojawić na stronie i za kilka godzin być już niedostępne, jeśli cena jest dobra i lokalizacja też).

Jedzenie

Przez pierwsze miesiące, kiedy byłam biednym studentem, wydawałam 100 funtów na jedzenie miesięcznie. Jest to biedna opcja, bez absolutnie żadnych szaleństw, ale jest to do wykonania. Teraz na pewno wydajemy dużo więcej, ale nie liczę już (bo się boję haha :P). Myślę, że koło 120/150 funtów to rozsądna cena na żywienie.

Rachunki

Nie miałam o tym pojęcia, dopóki nie przeprowadziliśmy się na własne mieszkanie, więc ceny będą podane dla dwóch osób. Woda 33 funty, gaz + prąd około 65 funtów, internet (zależnie od operatorów itp, itd) 30 funtów, licencja na telewizor (konieczna, jeśli chcecie cokolwiek oglądać) 12 funtów miesięcznie, podatek na mieszkanie zależny jest od miejsca w którym mieszkacie, jednak jeśli to jest 1 bedroom flat, będzie to ponad 100 funtów jeśli mieszkacie blisko centrum. Jeśli któreś z was studiuje to wtedy przysługuje 25% zniżki, jeśli wszystkie osoby mieszkające w domu studiują to nie płaci się tego podatku. Jeśli chodzi o transport, w Swansea bilet tygodniowy na autobus kosztuje 20 funtów, miesięcznie będzie to więc prawie stówka.

Zarobki



Minimalna płaca podana tutaj: http://www.minimum-wage.co.uk/


Przyjmijmy, że jesteś osobą, która myśli o wyjeździe po maturze, masz więc 19 lat. Łapiesz się wtedy na minimalną płacę 5.30 funta, ale spokojnie jesteś w stanie znaleźć pracę, gdzie zapłacą więcej. W większych firmach często płaca jest bardziej wyrównana. Jeśli myślisz o wyjeździe i studiowaniu w tym samym czasie - praca w gastronomii jest bardzo dobrą opcją. Mam tutaj na myśli głównie kelnerstwo, bo pracujesz głównie w weekendy i wieczory, a jeśli miejsce, w którym pracujesz jest popularne i jest duży ruch, często napiwki to druga dniówka. To naprawdę robi różnicę, szczególnie jeśli ktoś utrzymuje się sam. Ja teraz mieszkam razem z chłopakiem i on pracuje też, więc jest nam łatwiej, ale jeśli wyjeżdżałabym jeszcze raz, postarałabym się już w Polsce zdobyć doświadczenie w restauracjach, aby potem mieć łatwiej przy zdobywaniu pracy.  

 Jeśli masz 21-24 lat płaca minimalna to 6.70£, dla ludzi powyżej 25 roku życia to już 7.20£.
Uważam, że tygodniowo jest się w stanie wyrobić około 20-25 godzin, jest to całkiem dużo przy studiowaniu, ale zapewnia nam spokojny byt. Jeśli zarabiasz 6.70£ to po tygodniu pracy przy 20 godzinach to 134 funty, po 4 tygodniach pracy będziesz miał 536 funtów, do zapłaty za pokój przyjmijmy 320 funtów, 150 za jedzenie, więc zostałoby Ci jeszcze 66 funtów. Oczywiście te wyliczenia to założenie, że zarabiasz dobrze, masz droższy pokój i wydajesz dużo na jedzenie. Jeśli zarobisz 5.30 x 20 godzin pracy =106 £ tygodniowo, miesięcznie to będzie 424 £ (przy założeniu że miesiąc to 4 tygodnie), do wydania 300 funtów na pokój, zostaje 124f na jedzenie i nic więcej już nie ma, więc albo musiałbyś pracować 5 godzin więcej tygodniowo (przy najniższej płacy) albo ktoś musiałby Cię wspierać. Ale to są założenia bardzo teoretyczne, no i nie koniecznie musisz akurat dostać najgorzej płatną pracę ;) Jeśli pracujesz w restauracji, będziesz miał więcej kasy, która nie ukrywajmy, przy takiej liczbie godzin naprawdę jest potrzebna. Polecałabym studentom i ludziom o mocnych nerwach, bo bywa ciężko. ;)


Podsumowanie


Czy da się utrzymać samemu? Tak. Jednak to, czy dasz sobie radę i jak szybko znajdziesz pracę zależy tylko od Ciebie i od tego, jak wiele starań w to wkładasz, no i czy pracowałeś wcześniej. Nie jest to coś wymaganego, ale na pewno w ten sposób będzie Ci łatwiej. Kiedy bierzesz swoje życie w swoje ręce, nie możesz wymagać od świata, żeby Ci coś dał, bo Ci się należy. Nie należy Ci się. Jeśli czegoś chcesz, znajdziesz sposób, żeby to dostać. Jeśli decydujesz się na taki wyjazd, musisz mieć siłę przebicia i wejść oknem, kiedy drzwi będą zamknięte, bo nikt nie zrobi tego za Ciebie ;). Może i ja jestem osobą, której strasznie się poszczęściło w tym temacie i znalazłam pracę bardzo szybko, ale to tylko dlatego, że nie dopuszczałam do siebie w ogóle myśli, że może być inaczej. Wiedziałam, że muszę być samodzielna i będę. No i jestem ;) Naprawdę wiele siedzi w naszej głowie i tym, jak podchodzimy do sprawy. Ale jeśli już myślisz o wyjeździe, czemu KONKRETNIE nie weźmiesz sprawy w swoje ręce i dasz z siebie 100 procent, takie prawdziwe 100 procent, za które potem będziesz sobie wdzięczny. Bo nawet jeśli na początku jest ciężko, musisz sobie obrać cel i do niego dążyć, a z czasem Twoje życie zacznie się zmieniać. Ale najpierw musisz sobie samemu pomóc... :)