#11. Wydarzenia majowo/czerwcowe.

01:34 Unknown 0 Comments

 


Najważniejszymi wydarzeniami w tych dwóch miesiącach są dla mnie niewątpliwie zmiana pracy razem z wyczerpującym dwu tygodniowym treningiem z kelnerowania i zdaniem certyfikatu(!), egzaminy no i upragniona, wymarzona, wyśniona, i wyczekana przez wiele miesięcy przeprowadzka. Zostały do niej dokładnie już 2 dni! W związku z tym, już przebieram nogami w miejscu i kombinuję (jak to ja) co i jak by zaplanować i co gdzie postawić, i kupić.  Oczywiście mieszkanie widzieliśmy tylko raz, i nie pomierzyliśmy ścian, co przy jego małym metrażu jest dość sporym błędem, bo nie wiemy, co i gdzie się zmieści, dopóki się tam nie wprowadzimy. A patrząc na to, że nie ma tam nic oprócz umeblowanej kuchni i łazienki, to wnoszenie mebli na trzecie piętro będzie ciekawe.
Ten malutki szczególik wcale nie ostudza naszego zapału - mamy obydwoje (ja i M.) po dziurki
w nosie mieszkania z innymi ludźmi, jako że mamy dość oryginalną mieszankę ludzi w domu. Albo po prostu nam się wydaje, że jest oryginalna..

Jako że dorosłe życie generalnie zaczyna się od momentu wyprowadzki z domu i życia na własny koszt, za łatwo być nie może i nigdy (w moim przypadku) nie jest. Ale jeśli jest się upartym jak osioł (a jestem) i nie odpuszcza się tak łatwo (a nie odpuszczam...zazwyczaj), dopóki się nie dostanie tego, czego się chce, generalnie można próbować jakoś utrzymać się nad powierzchnią oceanu zwanego życiem. ;) A ja chciałam. Bardzo. Złapać się tego punktu zaczepienia - wyprowadzki i do tego właśnie dążyć.

Mieszkania szukałam długo i boleśnie, spędzając na przeglądaniu rightmove i zoopli całe godziny i tak przez wiele tygodni, aż doszło do tego że znałam każde ogłoszenie jedno-dwu pokojowych mieszkań w okolicy i potem tylko sprawdzałam te ostatnio dodane. Miałam trochę ciężkich kryteriów nie do przeskoczenia, ale w końcu udało się dorwać to idealne małe M. Wymogi:
lokalizacja: musi być w centrum, pomiędzy uniwerkiem, a pracą,  ale nie za daleko od pracy mojego M., cena: im niższy czynsz tym lepiej (bo do tego przecież dochodzą rachunki też- prąd, woda, podatek), a im więcej będzie się oszczędzać na czynszu - tym więcej pieniędzy będzie do przeznaczenia na coś super, typu wycieczka w jakieś ciepłe miejsce żeby wygrzać dupki po miesiącach ciężkiej pracy. :) No i wygląd: wiadomo że nie wymagam żadnych luksusów, ale po prostu normalnego miejsca do życia. I żadnego grzyba(!!!)  w mieszkaniu, obecnie pleśni nie mam tylko na jednej ścianie w pokoju, powyłaziło dziadostwo i się tylko rozrasta, dobrze że się wynoszę bo pewnie zaraz zaczęłoby się jeszcze bardziej panoszyć, mogłoby nawet zażądać jedzenia i swojej własnej konstytucji ;)

 Nasze małe M ma to wszystko: lokalizację w centrum, relatywnie tani czynsz, wygląd (jak je tylko zobaczyłam, wiedziałam, że to jest "to"!) i do tego jeszcze balkon do picia kawy w słoneczne poranki i wywieszania prania. ;) No i oczywiście kwiatki!! Jak mogłabym zapomnieć o kwiatkach i innych roślinkach? Już planuję zasadzenie cebuli, mięty, pietruszki i wszystkiego innego, co tylko będzie cieszyło oczy i kubki smakowe. ;) Definitywnie ten gen dostał się i mnie po babci. ;)

 

A tutaj wyżej jak wyglądała moja nauka do dwóch egzaminów: Social & Developmental Psychology (psychologia socjalna & rozwoju), i Biological Psychology (biologia). Wszystko zakreślone, bo jak wybrać co jest mniej lub bardziej ważne jak WSZYSTKO jest ważne i nie ma czego tu już skrócić? ;)
O ile spodziewałam się tego pierwszego egzaminu łatwiejszego, jako że przeważnie są tam oczywiste oczywistości (teoria atrakcyjności, jak rozwija się język, itp). to ten biologiczny egzamin okazał się dla mnie łatwiejszy, może dlatego że trzęsłam bardziej portkami przed nim i uczyłam się ciężej(?). Nie mam pojęcia. Trochę boję się wyników tego pierwszego, szczególnie że nie miałam się zbytnio czasu żeby się uczyć - od końca kwietnia non-stop siedziałam w pracy, albo zdychałam na drugi dzień po zmianie skończonej o drugiej w nocy. Ale pewnie będzie dobrze. Zawsze się martwię,
a potem jakoś idzie! Oby było i tak tym razem.



Kiedy potrzebuję motywacji i siły do dalszej nauki, odstresowania się czy chociażby poprawienia sobie humoru, idę na plażę. Czasami dojście do linii wody to przejście 10-20 metrów, ale i tak jest warto, bo nawet jeśli wiatr jest okropny, to nie ma nic fajniejszego niż dotknięcie wody (no bo jak to tak, być na plaży i nie sprawdzić, kiedy będzie można się kąpać?). Kusiło nas nawet okropnie, żeby wynająć mieszkanie na marinie zaraz 10 metrów od morza, ale potem wklepaliśmy "storm swansea" i nam się odechciało. Dlaczego, zapytacie?

A właśnie dlatego.Widzicie te mieszkania zaraz nad tym miejscem,gdzie odbija się słońce? To właśnie tam. Zastanawia mnie ciągle, jak ludzie mogą tam mieszkać i co robią w razie takich wielkich fal? Ja bym pakowała manatki chyba za każdym razem i wiała spać pod tesco :D. Ktoś miał taką sytuację i chce się pochwalić?
Chyba fale kołyszą tych ludzi do snu...

 

 
 A to moja meeeeeeeeeega długa i smaczniutka frytka! Tak jak kiedyś zupełnie miałam awersję do frytek (wiem, to dziwne, ale podejrzewam że to po jednej z wizyt w macu z dzieciństwa i chęci wymiotów), tak teraz uwielbiam frytki, a szczególnie kręcone frytki! Odkąd spróbowałam ich w nowej pracy, pokochałam je miłością swoją. Jak matka kocha dziecko, a gruby chipsy. No naprawdę, są przepyszne, dużo smaczniejsze od tych prostych frytek. Jak podniosłam tą frytkę tak, że się rozkręciła, widziałam tylko malutkie trzy głowy odwracające się w zabójczym tempie ze stolika obok - oni też byli w szoku. :)

Ps - blog jest ciągle w przebudowie, jeśli widzicie coś dziwnego, dajcie mi trochę czasu, żeby to odkręcić. I zostawcie po sobie jakiś komentarz - ciągle szukam powodu, żeby załączyć na bloga swoją fotkę! :)

0 komentarze: